W swojej długoletniej karierze recepcjonistki w jednym z koszalińskich ośrodków wczasowych nie raz miałam do czynienia z trudnymi klientami, którzy od trzygwiazdkowego hotelu za 80 zł za dobę wymagali nie wiadomo czego. Po pewnym czasie nauczyłam się rozpoznawać najbardziej konfliktowych gości i już na pierwszy rzut oka wiedziałam kto będzie sprawiał problemy, a kto nie. Bardzo rzadko zdarzało mi się pomylić, dlatego w przypadku tych najbardziej problematycznych już od pierwszej minuty ich obsługi starałam się w jak największym stopniu zaspokoić ich wymagania. W końcu zadowoleni klienci to większy zysk dla hotelu, co bezpośrednio przekłada się na zadowolenie właściciela i wyższą premię dla mnie.
Na szczęście trudnych klientów jest zawsze dużo mniej niż tych „łatwych”, recepcjonistka Koszalin. Z drugiej strony, ci najgorsi zapadają o wiele bardziej w pamięć niż ci najlepsi. Nigdy nie zapomnę starszej pary, która przyjechała na tygodniowy wypoczynek do Koszalina w ramach swojej 50 rocznicy ślubu. Byli to jedni z tych gości, w przypadku których moje umiejętności wyczuwania problemów nie zadziałały. Na pierwszy rzut oka wyglądali jak poczciwa, przemiła, starsza para, która godzinami może rozmawiać o swoich wnukach. Niestety, już po pierwszym dniu ich pobytu okazało się, że nic im nie pasuje – łóżko za twarde, woda w kranie za gorąca, pani sprzątająca jest niedokładna, a ręczniki bardzo szorstkie. Do tego śniadania są zbyt późno i nie można zamówić tego, na co akurat ma się ochotę. Tydzień ich pobytu był dla mnie niczym niekończąca się bitwa o ich komfort i zadowolenie. Gdy wyjechali odetchnęłam z ulgą i po cichu modliłam się, by nigdy nie wrócili.